-3 dni do przeszczepu

10:53:00

Tomoterapia, czyli naświetlanie moich węzłów chłonnych, rozłożyła mnie dziś na łopatki. Leżę bez ruchu, gapie się w milczący telewizor, kroplówka z ketonalem leci i zastanawiam się jak to będzie jutro. Czy atak klaustrofobii dam radę powstrzymać, czy jednak nie? Pytanie ze sto punktów, ale tylko Pan Bóg zna na nie odpowiedź.
Otóż, zupełnie się nie spodziewałam, że radio będzie w południe, ale jak wychodziłam z izolatki to pomyślałam sobie, im wcześniej tym lepiej.

Zaprosili mnie do gabinetu, od pasa w górę miałam się rozebrać, więc tak zrobiłam. No i weszłam do tego pokoju z takim wielkim urządzeniem, niczym tomograf. Położyłam się wygodnie, super wyluzowana i nieświadoma co mnie czeka.
Panowie założyli mi maskę na tułów, okej to było do przeżycia, ale już maska na twarz i szyję wzbudziła we mnie niepokój. A jeszcze wcześniej zapytałam, ile to będzie trwało, odpowiedź: koło godziny. O matko!
Najpierw przez pół godziny precyzyjnie mnie ustawiali już w obu maskach, a ja już w tych nerwach, próbując się opanować, zmówiłam dwa razy pacierz i jeszcze dwie inne modlitwy. Serce mi bilo jak dzwon, oddychać mogłam tylko nosem i z trudem przelykalam slinę. Nie było nawet mowy o tym, żeby się poruszyć, nie dało się.
Z trudem opanowałam te przygotowania i padło słowo zaczynamy i proszę wytrzymać tak pół godziny, a jak w razie by się coś zaczęło dziać to proszę poruszać nogami naprzemian do góry. Uff, to był mój ratunek.
Maszyna poszła w ruch, a ja starałam się robić wszystko, żeby wytrzymać. Drzemka się nie udała, myślenie o tym, że za chwilę będę zdrowa i będę się z tego śmiać, nie wyszło. Wakacje, słońce, plaża i ja, też nie pomogły. No i bum, poczułam, że się duszę, a panika moja już z sekundy na sekundę narastała, więc zaczęłam ruszać nogami. Dosłownie w tej samej chwili pojawił się Pan, który zajął mi maskę z twarzy, a mi wtedy puściły nerwy i się rozryczałam. Plusem było to, że zostało już tylko 10 min do końca zabiegu (choć dla mnie to była cała wieczność ) a ja mogłam zostać bez maski.
Nadszedł koniec, ledwo co się podniosłam z tego blatu. Poczekałam chwilę, aż w głowie mi się przestało kręcić i poszłam się przebrać. Dobrze, że pielęgniarka przywiozła mnie z powrotem na oddział wózkiem, bo totalnie siły mi opadły. Zjadłam trochę obiadu i położyłam się na łóżko.
Węzły chłonne zareagowały na promienie i spuchły. Mam podwójną twarz i brodę, o szyi już nie wspomnę. I boli, choć już teraz po ketonalu mi trochę ułożyło.
Eh...
Przydzie lekarz na wieczorny obchód to jeszcze się dopytam, czy to tak miało być...
Ciśnienie 99/68, już po nawodnieniu. Ciekawe!
Moja rodzinko proszę Was o modlitwę i trzymanie kciuków. Jutro i środę muszę przeżyć, choć przerażenie mam w oczach. Bohaterka, jak widać ze mnie żadna!
PS. Jeśli nie dopisuję na wiadomości to przepraszam, ale nie mam weny i siły na rozmowę. Wybaczcie :*

A tu jestem obłożona lodem, żeby zmniejszyć ból moich szlachetnych ślinianek


                                                  Bieda... :(
Emotikon kiss

You Might Also Like

0 komentarze